W środku nocy płacz, szloch,
kwilenie, cierpienie miarowe,
rytmiczne, pulsacyjne –
dźwięk z przewodu wentylacyjnego
bezradność
wiersze, wierszyczki, wierszydełka, chwile na chwilę w obiektywie, sekretniki, suche liście i pióra ptaków, muszle, kamyki, skorupki, bezkreśnie optymistycznie, mikroskopijnie i uważnie, a nader spokojnie, szczęśliwie, chwytając nitki opowieści
W środku nocy płacz, szloch,
kwilenie, cierpienie miarowe,
rytmiczne, pulsacyjne –
dźwięk z przewodu wentylacyjnego
bezradność
I kiedy zaczął do mnie mówić
dopiero dostrzegłam,
że jest kamieniem.
Twarz nieporuszona,
powieki z granitu,
usta wyrzeźbione,
czoło stwardniałe.
I kiedy zaczął o mnie myśleć
dopiero odczułam,
że jego słowa to kamloty,
jego dotyk skamieniały,
spojrzenie kamieniste,
serce kamienne,
wnętrze zastygłe.
Rodził głazy
wypluwał głazy,
myślał głazy,
rzucał glazami,
płakał głazami.
Moje zegary biły niepunktualnie
Porwał list,
to znaczy porwał ze stołu w kuchni i wyfrunął,
zupełnie te gołębie pomylone,
myślał, że to coś do jedzenia,
a to wiadomość do ciebie,
nieskończona, ale napoczęta,
jak niedopieczony kurczak,
jeszcze nie w pełni strawny,
powinien jeszcze poleżeć w piekarniku
i trochę wystygnąć,
by atrament się nie rozmazał.